Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale niedługo wyjeżdżam i musiałam trochę ogarnąć się w szkole. Z tego też powodu nie wiem, kiedy będzie następny rozdział. I nie chcę, żeby wyszło że nie interesuję się blogiem czy coś, ale naprawdę nie mam czasu. Mam nadzieję, że osoby, które czytają to co piszę, zrozumieją.
I sorry za długość rozdziału. Nie jestem z niego zadowolona, ale nie miałam pomysłu, mimo wszystko następne będą na pewno lepsze.
PS zapraszam do komentowania i krytykowania moich wypocin. :)
Thalia stoi i patrzy w otwór, z
którego przed chwilą wyłoniły się mrożące krew w żyłach
okrzyki. Wie, że nie ma zbyt dużo czasu na obmyślenie taktyki,
zwłaszcza, że jest sama jak palec w Krainie Umarłych. No, może
niezupełnie sama, bo z umarłymi, ale oni nie wyglądają raczej na
skorych do pomocy. Zawsze może poszukać Luke'a, tylko czy powinna
mu ufać? Zaufanie mu może być ryzykowne, jasne wiele razy
podejmowała ryzyko, ale gdy ON ją zrani , i to po raz drugi, będzie
bolało dużo bardziej.
Nagle ktoś złapał ją od tyłu i
zaciągną za drzewa. Zdołała tylko dojrzeć białą jak papier
dłoń. Po chwili osobnik rozluźnił uchwyt, więc odwróciła się.
W pierwszej chwili sparaliżowało ją na widok znajomych czarnych
włosów i ciemnych, jak smoła oczy, jednak chłopak przerwał jej
tę chwilę ukojenia.
- Musimy iść, szukają cię - rzucił,
ruszając na wschód od dziury.
- Gdzie my tak właściwie idziemy i
kto mnie szuka?
- Myślałem, że się domyślasz -
chłopak uśmiechną się ponętnie, zupełnie jak nie on.
- Nico, byłam martwa, niezbyt się
orientuję, co dzieje się wśród żywych.
- Idziemy do Pałacu Hadesa, zrobić
coś z twoją, yyy... śmiercią - powiedział, po czym znowu się
uśmiechnął, tyle, że teraz jakby z
faktu, że jest bardziej doinformowany od niej.
- Okej, daleko to? I w ogóle to
przestań to robić!
- Co?
- Och, nic, nieważne. Kto mnie szuka?
- zapytała, chłopak jednak nie zdążył odpowiedzieć, bo ziemia
zatrzęsła się, jak przy deszczu meteorytów.
- Pośpieszmy się.
* * *
Gdy przechodzili przez łąki
asfodelowe, Thalia zaczęła rozglądać się za swoją matką. Nie
chciała, by Nico to zauważył. Teoretycznie, nienawidziła swojej
matki, w końcu oddała jej brata Rzymianom, ale z drugiej strony
nawet się z nią nie pożegnała.
Gdy dochodzili do Pałacu Hadesa, tłum
Zmarłych zaczął gęstnieć. Nico wyjął swój miecz, więc zmarli
zaczęli usuwać się im z drogi, ale mimo to przez ciało Thalii
zaczęły przechodzić dreszcze. Trochę się bała, że wśród z
nich znajduje się jej matka. Chciała się z nią spotkać, ale... w
sumie sama nie wiedziała. Było to jedna z tych rzeczy, które się
pragnie, jednocześnie się ich bojąc.
Im bliżej bramy, tym zmarli byli coraz
bardziej uzbrojeni i umięśnieni. O ile zmarli w ogóle mogą być
umięśnieni. Ci niestety nie bali się czarnej klingi.
Pałac Hadesa był ogromny. Cały w
kolorze smoły. Miał pełno mniejszych wieżyczek i miniaturowych
okienek. Zdobienia wykonano w stylów starogreckim (nie
spodziewaliście się tego). Przez drzwiami wejściowymi, które na
oko miały z dziesięć metrów wysokości, stał ogromny posąg
Hadesa. Wokół pałacu, zupełnie jakby z innej bajki, rozciągały
się sady. Persefona, pomyślała Thalia. Oczywiście rośliny były
wspaniałe. Niektóre dziko rosnące, niektóre pielęgnowane.
Pośrodku stała fontanna jakby z lodu. Przedstawiła chyba całą
dwunastkę bogów. Każdemu z olimpijczyków z ust leciał strumyk
wody.
- Wpuścili nas - powiedział po chwili
Nico. Thalia zbytnio nie zwracała na niego uwagi, ale wydawało się
jej, że rozmawiał z jednym z tych wielkich, martwych facetów.
Dzięki bogom wpuścił ich, bo nie wiedziała, czy w razie czego,
chciałaby wdzierać się tam siłą, kiedy on pilnował wejścia.
Wewnątrz pałac był równie ponury
jak z zewnątrz. Dzięki Persefonie było tam parę zielonych rośli,
ale to nie poprawiało sytuacji, czasami miało się wrażenie, że
te rośliny ożyją i cię uduszą. Nico prowadził Thalię przez
jakieś korytarze. Bardzo kręte korytarze. W dodatku śmierdziało
tam stęchlizną i pleśnią.
Szli już jakieś dwadzieścia minut, a
Thalia pomyślała, że jeszcze minuta i zamarznie. Nie wiedziała
jak Nico może wytrzymywać takie zimno. Może po prostu tego nie
okazywał.
- To tutaj.
Nico staną przed wielkimi drzwiami i
zaczął się w nie wpatrywać, jakby miały zaraz eksplodować. Może
faktycznie tak było.
Thalia stanęła bliżej Nica i doszła
do wniosku, że wybuch jest całkiem możliwy. Hades krzyczał na
kogoś tak, jakby zaraz miał wybuchnąć. Więc tak, wybuch jest
bardzo prawdopodobny. Nico zapukał do drzwi, ale nie było żadnej
odpowiedzi.
Łowczyni podeszła jeszcze bliżej do
drzwi, tak że słyszała strzępki rozmowy.
„ - Jak mogłaś zniszczyć tak
proste danie?!
- Ja, ja... ja przepraszam. Panie.
- Mam nadzieję, że to się więcej
nie powtórzy, bo staniesz się kolacją dla Cerbera.
- Przepraszam, panie, ja, ja...”
Thalia nie wiedziała co myśleć o
tej kłótni, i nie chodzi o samą kłótnie, chodzi o głos kobiety,
na którą krzyczał Hades. Wiedział, że skądś go zna, ale...
- Wejść!!! - głos Hadesa rozniósł
się po pomieszczeniu, a drzwi otwarły się. Dziewczyna czuła, że
serce podskoczyło jej do gardła.
Ale gdy zobaczyła kobietę, którą
zbeształ Hades, jedyne co zdołała powiedzieć to: „O nie...”.