niedziela, 6 grudnia 2015

Rozdział 4 - "Mamo...?"

Przepraszam, że tak długo mnie nie było, ale niedługo wyjeżdżam i musiałam trochę ogarnąć się w szkole. Z tego też powodu nie wiem, kiedy będzie następny rozdział. I nie chcę, żeby wyszło że nie interesuję się blogiem czy coś, ale naprawdę nie mam czasu. Mam nadzieję, że osoby, które czytają to co piszę, zrozumieją. 

I sorry za długość rozdziału. Nie jestem z niego zadowolona, ale nie miałam pomysłu, mimo wszystko następne będą na pewno lepsze. 

PS zapraszam do komentowania i krytykowania moich wypocin. :) 



Thalia stoi i patrzy w otwór, z którego przed chwilą wyłoniły się mrożące krew w żyłach okrzyki. Wie, że nie ma zbyt dużo czasu na obmyślenie taktyki, zwłaszcza, że jest sama jak palec w Krainie Umarłych. No, może niezupełnie sama, bo z umarłymi, ale oni nie wyglądają raczej na skorych do pomocy. Zawsze może poszukać Luke'a, tylko czy powinna mu ufać? Zaufanie mu może być ryzykowne, jasne wiele razy podejmowała ryzyko, ale gdy ON ją zrani , i to po raz drugi, będzie bolało dużo bardziej.

Nagle ktoś złapał ją od tyłu i zaciągną za drzewa. Zdołała tylko dojrzeć białą jak papier dłoń. Po chwili osobnik rozluźnił uchwyt, więc odwróciła się. W pierwszej chwili sparaliżowało ją na widok znajomych czarnych włosów i ciemnych, jak smoła oczy, jednak chłopak przerwał jej tę chwilę ukojenia.

- Musimy iść, szukają cię - rzucił, ruszając na wschód od dziury.

- Gdzie my tak właściwie idziemy i kto mnie szuka?

- Myślałem, że się domyślasz - chłopak uśmiechną się ponętnie, zupełnie jak nie on.

- Nico, byłam martwa, niezbyt się orientuję, co dzieje się wśród żywych.

- Idziemy do Pałacu Hadesa, zrobić coś z twoją, yyy... śmiercią - powiedział, po czym znowu się
uśmiechnął, tyle, że teraz jakby z faktu, że jest bardziej doinformowany od niej.

- Okej, daleko to? I w ogóle to przestań to robić!

- Co?

- Och, nic, nieważne. Kto mnie szuka? - zapytała, chłopak jednak nie zdążył odpowiedzieć, bo ziemia zatrzęsła się, jak przy deszczu meteorytów.

- Pośpieszmy się.

* * *

Gdy przechodzili przez łąki asfodelowe, Thalia zaczęła rozglądać się za swoją matką. Nie chciała, by Nico to zauważył. Teoretycznie, nienawidziła swojej matki, w końcu oddała jej brata Rzymianom, ale z drugiej strony nawet się z nią nie pożegnała.

Gdy dochodzili do Pałacu Hadesa, tłum Zmarłych zaczął gęstnieć. Nico wyjął swój miecz, więc zmarli zaczęli usuwać się im z drogi, ale mimo to przez ciało Thalii zaczęły przechodzić dreszcze. Trochę się bała, że wśród z nich znajduje się jej matka. Chciała się z nią spotkać, ale... w sumie sama nie wiedziała. Było to jedna z tych rzeczy, które się pragnie, jednocześnie się ich bojąc.

Im bliżej bramy, tym zmarli byli coraz bardziej uzbrojeni i umięśnieni. O ile zmarli w ogóle mogą być umięśnieni. Ci niestety nie bali się czarnej klingi.

Pałac Hadesa był ogromny. Cały w kolorze smoły. Miał pełno mniejszych wieżyczek i miniaturowych okienek. Zdobienia wykonano w stylów starogreckim (nie spodziewaliście się tego). Przez drzwiami wejściowymi, które na oko miały z dziesięć metrów wysokości, stał ogromny posąg Hadesa. Wokół pałacu, zupełnie jakby z innej bajki, rozciągały się sady. Persefona, pomyślała Thalia. Oczywiście rośliny były wspaniałe. Niektóre dziko rosnące, niektóre pielęgnowane. Pośrodku stała fontanna jakby z lodu. Przedstawiła chyba całą dwunastkę bogów. Każdemu z olimpijczyków z ust leciał strumyk wody.

- Wpuścili nas - powiedział po chwili Nico. Thalia zbytnio nie zwracała na niego uwagi, ale wydawało się jej, że rozmawiał z jednym z tych wielkich, martwych facetów. Dzięki bogom wpuścił ich, bo nie wiedziała, czy w razie czego, chciałaby wdzierać się tam siłą, kiedy on pilnował wejścia.

Wewnątrz pałac był równie ponury jak z zewnątrz. Dzięki Persefonie było tam parę zielonych rośli, ale to nie poprawiało sytuacji, czasami miało się wrażenie, że te rośliny ożyją i cię uduszą. Nico prowadził Thalię przez jakieś korytarze. Bardzo kręte korytarze. W dodatku śmierdziało tam stęchlizną i pleśnią.

Szli już jakieś dwadzieścia minut, a Thalia pomyślała, że jeszcze minuta i zamarznie. Nie wiedziała jak Nico może wytrzymywać takie zimno. Może po prostu tego nie okazywał.

- To tutaj.
Nico staną przed wielkimi drzwiami i zaczął się w nie wpatrywać, jakby miały zaraz eksplodować. Może faktycznie tak było.
Thalia stanęła bliżej Nica i doszła do wniosku, że wybuch jest całkiem możliwy. Hades krzyczał na kogoś tak, jakby zaraz miał wybuchnąć. Więc tak, wybuch jest bardzo prawdopodobny. Nico zapukał do drzwi, ale nie było żadnej odpowiedzi.

Łowczyni podeszła jeszcze bliżej do drzwi, tak że słyszała strzępki rozmowy.
„ - Jak mogłaś zniszczyć tak proste danie?!
- Ja, ja... ja przepraszam. Panie.
- Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy, bo staniesz się kolacją dla Cerbera.
- Przepraszam, panie, ja, ja...”

Thalia nie wiedziała co myśleć o tej kłótni, i nie chodzi o samą kłótnie, chodzi o głos kobiety, na którą krzyczał Hades. Wiedział, że skądś go zna, ale...

- Wejść!!! - głos Hadesa rozniósł się po pomieszczeniu, a drzwi otwarły się. Dziewczyna czuła, że serce podskoczyło jej do gardła.

Ale gdy zobaczyła kobietę, którą zbeształ Hades, jedyne co zdołała powiedzieć to: „O nie...”.